CEL ZA HORYZONTEM OPOWIEŚĆ SNAJPERA GROMU |
|
Źródło/Autor: kaktus | |||
środa, 29 kwiecień 2015 08:53 | |||
Sensacyjne wspomnienia snajpera GROM, jednego z najbardziej doświadczonych oficerów tej jednostki. Podpułkownik Karol K. Soyka ujawnia prawdziwe oblicze elitarnego i sławnego ugrupowania komandosów. Opowiada o tym, jaka naprawdę jest ta jednostka, jak działa i z jakich „zabawek” lubi korzystać. Książka opowiada też o tym, jak przeprowadza się selekcję i buduje mentalność najlepszych żołnierzy. Opisuje arcytrudne operacje przeprowadzone w najniebezpieczniejszych miejscach na ziemi – w Iraku, Zatoce Perskiej czy na Haiti, i to nie z perspektywy sztabowca, ale uczestnika akcji, który nie raz pociągnął za spust, by przeżyć i skutecznie chronić swoich kolegów oraz cywili. Opowieść Soyki daje szansę, zrozumieć jak skutecznym narzędziem dysponujemy w trwającej właśnie wojnie z terroryzmem. PREMIERA 8 MAJA 2015 Fragment książki. Mosul, jesień 2004 roku Zwykle robiliśmy w nocy. O drugiej, trzeciej, kiedy wszyscy śpią. My… sypialiśmy w dzień. Żyliśmy na odwrót, ale tak było trzeba. Naszą bazę ostrzeliwano właściwie bez przerwy. Moździerze, karabiny, wszystko. Przez okrągłe siedem miesięcy. Lecąc tam pierwszy raz, pocieszałem się, że spadnie pięć, może sześć pocisków moździerzowych dziennie. Ale to nie było pięć czy sześć pocisków dziennie. Walili w nas co najmniej trzydziestoma moździerzami na dobę. Wyobraź sobie – żyć ponad pół roku pod stałym ostrzałem. Nie było dnia, żeby coś na nas nie leciało. Po pewnym czasie zobojętnieliśmy na tyle, że kiedy przychodziła pora odpoczynku, spaliśmy z automatu, machając na to wszystko ręką. Leci to leci, chrzanić… Wzmocnienie dachu jakąkolwiek płytą niewiele by dało. Kiedy pocisk moździerzowy trafia, przebija dach i wszystko, co ma na drodze, wbija się w podłogę i wybucha. Nic się wtedy nie da zrobić. Ale… da się dorwać drani, którzy te pociski wystrzeliwują, więc robiliśmy wszystko, żeby ich wyłapać. Efekt był taki, że im bardziej ich przyciskaliśmy, tym bardziej zaciek le w nas tłukli. Ale nie odpuszczaliśmy. Myślisz, że trudno było skurwieli poznać? Nie było trudno. Rzucali się w oczy
|