Uwaga
„Było sobie Folkowisko...” Drukuj
Źródło/Autor: Eliza Żak   
piątek, 10 maj 2013 08:36

4Gorajec jest małą wioską w gminie Cieszanów. Oficjalnie mieszka tu 112 mieszkańców. Jednak na pierwszy rzut oka widać, że większość domów stoi pustych. Młodzi raczej uciekają zagranicę, lub do większych miast. Kilka lat temu, dokonały się tu duże zmiany. Wieś ożyła, dzięki niezwykłemu człowiekowi, który organizuje tutaj co roku „Festiwal Kultury Pogranicza FOLKOWISKO”. Marcin Piotrowski, bo o nim mowa, pochodzi z Grodysławic, niewielkiej wsi położonej w województwie lubelskim, tuż przy granicy z podkarpackim. Wraz z żoną Mariną, kupił kilka lat temu starą szkołę w Gorajcu, którą miał zamiar przekształcić w pensjonat. Jednak, trochę przez przypadek, pomysł poszedł dużo dalej. Mała, prawie wymarła wieś, zmienia się w każdy lipiec, w miejsce koncertów, zabaw i tańców. Festiwal, na początku kameralny, staje się z każdym rokiem coraz większym wydarzeniem.    

       Marcin, który na co dzień mieszka i pracuje w Irlandii, przeznacza prawie wszystkie, ciężko zarobione w fabryce soczewek pieniądze, na to, aby każdy kolejny festiwal był zorganizowany jak najlepiej, oraz żeby zaprosić jak największą ilość ciekawych artystów. Obecnie, większość czasu wolnego od pracy, spędza przed komputerem, organizując „Folkowisko 2013”, zaplanowane na 12-14 lipca.

      1Marcin „od zawsze” wiedział, że nie ciągnie go do miasta. Jego mama, nauczycielka języka polskiego w szkole w Grodysławicach, oraz tato, dyrektor tejże szkoły i nauczyciel historii zarazem, zaszczepili w nim i jego dwóch braciach, pasję do kultury, do ziemi przodków.

      Marina natomiast pochodzi z Estonii. W swoim kraju uczyła się języka polskiego, ponieważ jej babcia jest polką. Potem pojechała na kurs języka do Polski. Była u nas trzy razy, po kilka tygodni, i to wystarczyło, aby zafascynowana naszym krajem, postanowiła przyjechać tutaj na studia. W Lublinie, na rocznym kursie językowym przed studiami, poznała Marcina, wtedy studenta socjologii. Sama zaczęła studiować kulturoznawstwo we Wrocławiu. Mimo odległości, miłość kwitła. Wiedzieli już, że będą razem. Skończyli studia, zaczęli pracę w Irlandii i myśleli o wspólnej przyszłości w Polsce. Potrzebowali pomysłu na życie w kraju. Postanowili, że znajdą sposób, aby połączyć swoje pasje do kultury (Marina) i folkloru Podkarpacia (Marcin), i stworzyć coś, co pozwoli im zajmować się tym co lubią i da utrzymanie. Pomyśleli o pensjonacie na wsi. I wtedy, dzięki pomocy ojca Marcina, znaleźli w Gorajcu starą, nieczynną szkołę, wybudowaną jako jedną z „tysiąca szkół na tysiąclecie państwa polskiego”, ale zamkniętą po kilku latach, z braku wystarczającej ilości uczniów we wsi. Postanowili ją kupić i zamienić na ośrodek wypoczynkowy. Wiedzieli, że muszą zostać jeszcze w Ennis i zarobić pieniądze na remont starej szkoły. Mieli nadzieję, że pensjonat w pięknym miejscu, z zabytkową cerkwią za oknami, przyciągnie turystów spragnionych wypoczynku w sielskim, wiejskim klimacie. Później pomysł poszedł  o krok dalej... A wszystko zaczęło się od wesela...

      W 2008 roku, Marina i Marcin wzięli ślub i urządzili przyjęcie weselne w Gorajcu. Ponieważ ośrodek był jeszcze nie wyremontowany, goście bawili się na rozkładanej podłodze obok szkoły. Przyjęcie zostało zorganizowane w stylu ludowym, państwo młodzi mieli na sobie piękne, tradycyjne stroje przywiezione z Ukrainy. Goście byli zachwyceni. Zabawa była tak udana, że nasi bohaterowie postanowili co roku będą organizować coś podobnego dla rodziny i przyjaciół. Pomysł spodobał się całej rodzinie Marcina, w pomoc włączyli się jego rodzice, którzy mieszkali niedaleko Gorajca.

      5Tato, historyk z wykształcenia i zamiłowania, zajął się stojącą tuż obok szkoły cerkwią, jedną z trzech najstarszych w Polsce. Zbudowana w 1586 roku, może poszczycić się wspaniale zachowanym ikonostasem, po wielu przebudowach i remontach, jest jedną z najlepiej zachowanych cerkwi w Polsce. To pod nią właśnie, tato Marcina poznał przypadkiem, Grzegorza Barcia, lidera zespołu „Żmije”, grającego muzykę folk. Zapytał, czy nie zagraliby u nich, w Gorajcu na imprezie. Zgodził się bez problemu, zaintrygowany ideą „Folkowiska”. Niewiele myśląc, Marcin rozpoczął z marszu starania o zorganizowanie większej imprezy kulturalnej, z motywem przewodnim: folklor Pogranicza. Udał się do burmistrza Cieszanowa, który z miejsca spojrzał na sprawę bardzo przychylnym okiem i nie tylko wyraził zgodę na koncerty, ale także zaproponował pomoc w organizacji wydarzenia. W Cieszanowie, co roku odbywa się popularny Rock Festiwal, impreza gromadząca kilka tysięcy ludzi, więc okazało się, że miasto dysponuje sprzętem, a burmistrz doświadczeniem w organizacji tego typu przedsięwzięć. Wiedział też, kogo polecić do pomocy. Niezastąpiony okazał się Wojciech Świzdor, dyrektor Centrum Kultury i Sportu, który pomógł przy montażu sceny i nagłośnienia. Przygotowania ruszyły. Zaczął klarować się pomysł większego festiwalu. Zaplanowano go na lipiec 2011 roku. W organizację włączyła się cała rodzina Marcina. Rodziły się coraz to nowsze pomysły. Brat Maciek, wysłał zaproszenie do Andrzeja Stasiuka. Pisarz był kiedyś gościem na jednej z lekcji prowadzonej przez mamę Marcina w ich szkole. Nie przypuszczali że przyjedzie, bowiem od tamtego spotkania w szkole, stał się znana osobistością w kraju, laureatem nagrody NIKE. Stasiuk jednak zrobił im niespodziankę i ku radości i zdziwieniu wszystkich, przyjechał. Wystąpił na scenie, pożyczonej z Cieszanowa i zrobił furorę. Oprócz Żmij i Stasiuka, wystąpił też lokalny zespół „Salsa”, oraz dziadek Marcina, Olek, znany w okolicy bajarz. Podczas festiwalu, zgłosiła się do Marcina ukraińska artystka, Zoja Swobodin, która z marszu dostała jego pozwolenie na występ. Poza występami i koncertami, były też atrakcje terenowe. Tato Marcina organizował wycieczki samochodowe po okolicy a sam Marcin, piesze wyprawy, w stylu pieszej przeprawy przez rzekę Gnojnik, która okazała się wyśmienitą, długo jeszcze wspominaną zabawą. Na festiwalu można było również spróbować przysmaków przyrządzonych przez Koło Gospodyń Wiejskich z Dąbrówki, lub przejechać się wozami. Jednym z większych wydarzeń festiwalu, był koncert artystek z Gdańska; Eweliny Koniec i Anny Szałuckiej, które śpiewały na koniec festiwalu dumki w cerkwi. Nikt ponoć nie wyjechał rozczarowany. Wszyscy, a naliczono się około 250 gości, byli zachwyceni, szczególnie podkreślali fakt, że ta impreza jest „zupełnie inna niż wszystkie”. Znakiem szczególnym festiwalu, było bowiem to, że powstał całkowicie dzięki rodzinie i przyjaciołom Marcina i Mariny. Pierwszą osobą spoza tego grona, była Małgorzata Kawka, studentka ukrainistyki z Krakowa, która pracowała przy festiwalu w ramach praktyk. Usłyszawszy o imprezie, wysłała do Marcina mejla z prośbą o współpracę. Szybko poczuła się jak w domu i stała się z czasem jedną z głównych organizatorek festiwalu. Marina i Marcin postanowili bowiem organizować imprezę, która została już wtedy oficjalnie ochrzczona „Folkowisko”, każdego roku w lipcu. Zachwycony atmosferą w Gorajcu Stasiuk, przywiózł swoją znajomą, dziennikarkę, Dorotę Wodecką z Gazety Wyborczej. Ona także zachwyciła się festiwalem. Dzięki temu o imprezie w Gorajcu usłyszała po raz pierwszy cała polska. Wzmianki o festiwalu pojawiły się w mediach w Polsce i na świecie. Kolejne „Folkowisko”, miało już ponad dwudziestu patronów medialnych. A kto raz tu przyjechał, postanawiał wracać co roku.

      2W 2012 skład artystów miał być podobny. Festiwal miał tez dwóch pierwszych prywatnych sponsorów; Centrum Handlowe Korczowa Dolina, oraz Biuro Podróży Quand z Tomaszowa Lubelskiego. Przyjechało ponad 400 osób. Małgosia Kawka znalazła prawdziwą gwiazdę, zespół Dagadana, śpiewający po polsku i ukraińsku. Ich styl łączy jazz, folk i elektronikę. Jego członkowie, Dagmara Gregorowicz, Dana Wynnicka i Mikołaj Pospieszalski, poznali się na warsztatach jazzowych w Krakowie. Zrobili furorę w Gorajcu. Ponadto grały także zespoły: Klezmaholic, Ludy Dobri, Vladimirska, Styrta i młody bard Kuba Blokesz. W związku z tematyką żydowską gościli także Robert Kuwałek z muzeum w Majdanku, oraz Joanna Zentar z Ośrodka Brama Grodzka, Teatr NN. Opowiadali oni o dawnych mieszkańcach tych ziem. Zgodnie z tematyką, zorganizowano także wycieczkę na pobliski cmentarz żydowski. Hitem absolutnym okazała się Gra Wiejska, czyli zabawa w terenie, do której scenariusz wymyślała prawie cała rodzina i znajomi, a uczestniczy mieli za zadanie znaleźć skarb Barona Brunickiego, do którego prowadziła droga najeżona przygodami i zagadkami. Zdradzimy tylko, że skarb znaleziono w końcu w skrzyni, do której dostępu bronił dzielnie dziadek Olek. Nagroda była słodka, bowiem kuferek był po brzegi wypełniony cukierkami.

      3Po 2012 roku było już jasne, że Marcin i Marina powołali do życia niesamowicie barwną i przyciągającą coraz więcej ludzi imprezę folkową. Festiwal, podczas którego panuje niezwykle ciepła, rodzinna atmosfera, gdzie nawet obcy czuje się członkiem wielkiej, gorajeckiej rodziny, gdzie znajomi i nieznajomi bawią się, śpiewają razem, gdzie przyjeżdżają starzy, młodzi, a nawet jak się okazuje, niemowlęta... Wszyscy którzy byli tam raz, zapowiadają że wrócą za rok. Organizatorzy kipią już pomysłami na lipiec 2013. Tym razem, tematykę nasunęła im zbliżająca się, 165 rocznica, zniesienia pańszczyzny w Galicji. Marcin jeszcze nie zdradza wszystkich swoich planów, ale zapowiada np. jeszcze ciekawszą grę plenerową i koncerty, o których długo nie zapomnimy. Do udziału w wydarzeniu namawia oprócz gwiazd sceny folkowej, lokalnych artystów z najróżniejszych dziedzin. Pani Helena z Dąbrówki wystawia swoje niezwykłe, wyklejane obrazy, a Konstanty Fursow maluje specjalnie na tegoroczne „Folkowisko”, obraz upamiętniający wyzwolenie chłopów spod jarzma pańszczyzny. Marcin chciałby pokazać jak najwięcej lokalnych artystów, to w końcu o promocję naszego regionu w tym wszystkim chodzi.

      W Gorajcu każdy znajdzie coś dla siebie. Wystawy obrazów, koncerty, wycieczki plenerowe, zabawy dla dzieci, opowiadania bajarzy, lepsze niż niejeden komercyjny kabaret. Jeśli nie straszne Wam spanie pod namiotem i macie do dyspozycji wakacyjny weekend (12 – 14 lipca), polecam całym sercem „Folkowisko” w Gorajcu. Będziecie mogli ubrać stroje ludowe, pozwiedzać okolicę, potańczyć, pośpiewać, posmakować lokalnej kuchni. Każdy uczestnik dostaje karnet z imieniem. Na ten pomysł wpadł Marcin, co okazało się strzałem w dziesiątkę, kilkaset gości dzięki temu może zwracać się do siebie po imieniu, dzięki czemu każdy czuje się jak wśród swoich. 

      Jeśli nie możecie być w lipcu w Gorajcu, w sobotę, w godzinach porannych, w Radiu Rzeszów, możecie posłuchać audycji zatytułowanej „Radio Biwak” nadawanej z imprezy na żywo. A będzie się działo. Marina i Marcin gwarantują, że weekend będzie niezapomniany. Jak do tej pory, co roku jest lepiej i bardziej pomysłowo. „Folkowisko 2013” zapowiada się więc bardzo ciekawie.

 

 

 

Eliza Żak