Dzisiaj jest: 19 Kwiecień 2024    |    Imieniny obchodzą: Adolf, Leon, Tymon

 

 Nasze serwisy: rzeszowska24.pl | Zdrowie Sport Turystyka |


Czytaj więcej na: www.rzeszowska24.pl

Czytaj więcej na: zdrowie.rzeszowska24.pl
kwiecień 2024
N P W Ś C Pt S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4

Polecamy

 

jt przewodnik

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

snFZ3Tn

 

 

Najnowsze wydarzenia

Brak wydarzeń

Kto jest Online

Naszą witrynę przegląda teraz 58 gości 

Galeria zdjęć

Syberia – Mongolia – nasi w dalekiej Azji - Część I Drukuj Email
Źródło/Autor: Administrator   
poniedziałek, 19 grudzień 2011 05:49
Multithumb found errors on this page:

There was a problem loading image http://rzeszowska24.pl/images/stories/14/syberia_1.jpg
There was a problem loading image http://rzeszowska24.pl/images/stories/14/syberia_1_1.jpg
There was a problem loading image http://rzeszowska24.pl/images/stories/14/syberia_1_2.jpg

syberia_1Rozmowa z Romanem Kulą, członkiem Grupy Wyprawowej 40 +, wspomnienia z wyprawy na Syberię i do Mongolii oraz plany na przyszłość.

Jesteś członkiem Grupy Wyprawowej 40 +, świeżo po powrocie z Syberii i Mongolii, na którą to wyprawę wybraliście się na przełomie sierpnia i września; powiedz trochę o tym wyjeździe i o tym, kto wziął udział w tej wyprawie ?

Cała grupa to sześciu facetów, niestety nie wszyscy mogli tym razem wybrać się na „azjatycką włóczęgę”. Paweł Betleja wędrował po Kanadzie, a Jurek Tomala wspinał się na Mont Blanc. W rezultacie pojechało nas czterech, tzn.: Marek Godzień, Jacek Kalandyk, Tomek Tkaczyk i ja.

Naszym celem było po prostu wędrowanie, poznawanie ludzi, smaków, fotografowanie, delikatny trekking i wypoczynek z dala od otaczającego nas na co dzień zgiełku, bez napiętego planu i konieczności „zaliczania” czegokolwiek.

Jest to Wasza druga duża wyprawa - gdzie byliście tym razem?

Tak, kolejny raz byliśmy w Centralnej Azji, dokładnie w rosyjskiej i mongolskiej części Ałtaju oraz w zachodniej i centralnej Mongolii. Przejechaliśmy w sumie ok. 20 tysięcy kilometrów. A wszystko to w ponad pięć tygodni.

Czy była to podobna trasa jak podczas waszej wyprawy dwa lata temu?

Tegoroczna wyprawa o tyle podobna była do pierwszej, że składała się z dwóch części: syberyjskiej i mongolskiej. Odwiedzaliśmy jednak zupełnie inne tereny. W tym roku były to głównie wysokie góry- rosyjskie oraz mongolskie, a w zachodniej Mongolii kraina wielkich jezior; żyją tam również inne narody - mam na myśli np. Telengitów czy Kazachów, których mieliśmy okazję poznać.

Jak rozpoczęła się wasza wyprawa?

Tradycją naszych wypraw staje się to, że w momencie, w którym się zaczynają wygląda na to, że zaraz się skończą. Tak było i tym razem, kiedy to we Lwowie, przez złe przestawienie zegarków, potem zepsuty trolejbus, prawie spóźniliśmy się na pociąg do Moskwy.

Jednak dojechaliście do Moskwy, co było dalej?

Z Moskwy pojechaliśmy koleją transsyberyjską do Nowosybirska. W Nowosybirsku mieliśmy przesiadkę w kierunku Ałtaju, około 250 km na południe i tak dojechaliśmy do miejscowości Barnauł, stolicy Kraju Ałtajskiego.

syberia_1_1

Jakie były reakcje Rosjan na Was, ludzi z dalekiej Polski, bo przecież spędziliście z nimi kilka dni w kolei transsyberyjskiej? Czy byli przyjaźnie nastawieni, czy wręcz przeciwnie ? Jak wygląda taka długa jazda koleją?

Sama podróż transsybem przez wielu zagranicznych turystów uważana jest za wielką przygodę i atrakcję. Choć dla nas nie była to nowość, to jednak ciągle jest to przygoda. Celowo kupujemy zawsze bilety „plackartne”, czyli na otwarte, ponad 50-cio osobowe wagony, w których podczas podróży życie płynie o wiele ciekawiej niż w zamkniętej kuszetce. O podróży, zwyczajach, potrawach i ludziach w pociągu można by mówić kilka godzin albo jeszcze dłużej, ja podkreślę tylko to, że rosyjskie pociągi są o wiele wygodniejsze, punktualniejsze i czystsze niż polskie. Jeśli chodzi o nastroje i nastawienie Rosjan do Polaków, to nigdy nie odczuliśmy, że jesteśmy nielubiani czy niepożądani, wręcz przeciwnie - Rosjanie odnosili się do nas po przyjacielsku i z uśmiechem oraz słynną rosyjską gościnnością.

Powiedziałeś, że dojechaliście do Barnauł – jakie to miasto?

Barnauł to 800 - tysięczne miasto, ważny ośrodek przemysłowy i naukowy Syberii Zachodniej, słynący z produkcji maszyn, silników diesla, kotłów parowych przemysłu chemicznego i in. Miasto posiadające sześć uczelni wyższych. Nam jednak wydało się mocno „komunistyczne”, trochę wygląda tak, jak by zatrzymało się w rozwoju urbanistycznym jakieś 50 lat temu, wszędzie widać pomniki Lenina , pomniki militarne typu czołgi, samoloty, mozaiki na ścianach budynków o tematyce socjalistycznej, a z plakatów robotnicy nawołują do czynu. Dokoła blokowiska, beton i tylko kolorowe kwiaty na klombach trochę to wszystko rozbijają i dają ludziom tam mieszkającym jakiś oddech . Nasi znajomi Rosjanie, oprowadzając nas po tym mieście, ciągle pokazywali nam owe dzieła socjalizmu i chyba byli z nich dumni. Oczywiście, buduje się tam nowe, kolorowe budynki, ale kiedy ogląda się to miasto to jednak czuje się, że dominuje tu miniona epoka. Przez Barnauł przepływa jedna z wielkich rzek rosyjskich Ob, główna droga wodna Zachodniej Syberii – 4338 km. Barnauł to miasto, które powstało 250 lat temu w związku z bogatymi złożami złota, które wydobywa się w okolicy po dziś dzień. Po fantastycznych kąpielach parowych w ruskiej bani (sauna) i objadaniu się ogromnymi ilościami pielmieni (uszka z mięsem), zaopatrzyliśmy się w niezbędne produkty na drogę i ruszyliśmy wynajętym samochodem w góry Ałtaj, do granicy z Mongolią, czyli około 800 kilometrów na południe.

Dalej podróżowaliście samochodem?

Tory kolejowe kończą się w Bijsku i dalej podróżować można tylko autobusami, marszrutkami czy zwykłymi autami. Nasza trasa w Ałtaj zaczęła się słynną drogą M-52, tak zwanym Traktem Czujskim, obok takich rzek jak Czuja, Bija i Katuń (dwie ostatnie tworzą rzekę Ob), przez góry i stepy do granicy z Mongolią. Początek trasy, czyli okolice Bijska i Gornoałtajska, to prawie płaskie tereny, obficie porośnięte lasami. Tuż za Bijskiem wdrapaliśmy się na niewielkie wzgórze „Pikiet”, gdzie obok rodzinnej wsi Bazylego Szukszina (rosyjskiego aktora, reżysera i poety) Rosjanie ustawili mu pomnik. Bosy aktor siedzi tam na szczycie, z rękoma wspartymi na kolanach, a zwiedzający to miejsce pocierają na szczęście jego wielki palec u nogi, który świeci się w słońcu już z daleka. Zbaczając trochę z M-52 zjechaliśmy w dolinę Czemał, gdzie w miejscu spotkania rzek Czemał i Katuń na skalistej wysepce Patmos, odwiedziliśmy piękną drewnianą cerkiew pod wezwaniem Joanna Bogosłowa; jedyna droga na wyspę prowadzi po wiszącym moście. Sama dolina Czemał słynie z ciepłego klimatu, wspaniałej pogody, roztaczającego się wkoło zapachu ziół oraz śpiewu świerszczy i cykad. W tym rejonie, na Katuni, Rosjanie uprawiają często raftting oraz wędkarstwo. Byliśmy też w miejscowości Maima, gdzie swoje dzieciństwo spędził Wojciech Jaruzelski, do dziś wspominany bardzo dobrze przez miejscowych Rosjan. W miejscowości tej znajduje się również muzeum kamienia, gdzie sympatyczna pani dyrektor opowiedziała nam chyba wszystko o geologii i mineralogii Ałtaju. Jadąc dalej, w miejscowości Marżerok, mieliśmy okazję nieźle się wzbogacić napełniając do maksimum swoje organizmy srebrem i miedzią, które to obficie występowały w wodzie świętego i leczniczego źródła – Arżan Sun.

syberia_1_2

Dojechaliście w góry Ałtaj…

Dokładniej, byliśmy już na terenie autonomicznej Republiki Ałtaj należącej oczywiście do Federacji Rosyjskiej. Otaczający nas teren zaczął stawać się coraz dzikszy, góry coraz wyższe, mimo to miejsca te należą do mocno uczęszczanych turystycznie przez Rosjan. Jest tak do przełączy Seminskiej 1894 m. n.p.m., po przekroczeniu której zaczynają się tereny rdzennych Ałtajczyków. Jadąc dalej co chwilę spotykamy święte miejsca, drzewa cedrowe (limba) i krzewy ozdobione w białe i kolorowe wstęgi dżalama. Jeśli takie miejsce się spotyka to wiadomo, że jest to miejsce święte. Jedną z wiodących religii rdzennych mieszkańców tych gór, jest szamanizm lub burchanizm - połączenie szamanizmu i lamaizmu, ich wyznawcy doszukują się dobrych i złych duchów we wszystkim co związane z przyrodą, czyli w drzewach, górach, kamieniach. W Ałtaju duchy mieszkają chyba wszędzie. Te bajecznie kolorowe miejsca prowokują odwiedzających je turystów do naśladowania Ałtajczyków, coraz częściej pojawiają się tam tablice z prośbą, aby turyści nie zawieszali - powodowani niewiedzą - swoich szmatek (bo nie są to dżalama) w miejscach świętych, gdyż jest to bezczeszczenie i profanacja. Po drodze mijaliśmy również mnóstwo prastarych kamiennych pomników, czyli tak zwane kamienne „baby”, stele czy kurhany, miejsca pochówku ludów tureckich, które wędrowały przez Ałtaj w poprzednich tysiącleciach.

Dalej podróżujecie Ałtajem i docieracie do Kałbak Tasz - co to takiego?

Kałbak Tasz to uroczysko, gdzie zinwentaryzowano ponad 5 tysięcy niedużych rysunków naskalnych wielkości 10-20 centymetrów, rysunków z których najstarsze powstały 2 tysiące lat p.n.e. Szczególne jest jedno malowidło przedstawiające ni to szamanów, ni to kosmitów. Inną tamtejszą ciekawostką było to, że spotkaliśmy strażnika rezerwatu, który pilnował oprócz tych rysunków swojego stada krów, aby nie wchodziły mu w plantację marihuany. Dalej ruszyliśmy w kierunku granicy przez Step Kurajski, olbrzymi płaski teren otoczony skalistymi ośnieżonymi górami wysokości od 3 do 4 tys. m.n.p.m. (najwyższy szczyt Ałtaju – Biełucha 4506 m), docierając do typowo kazachskiej wioski Kosz Agacz, gdzie po raz kolejny zmieniliśmy nasz pojazd. Przez granicę z Mongolią przewoził nas Żenia wywodzący się z narodu Telengitów, z którym to wpakowaliśmy się w międzynarodową aferę, a dotyczyła ona stosunków polsko - angielskich. Posądzono nas o to, że wepchnęliśmy się w kolejkę angielskich samochodów biorących udział w rajdzie „Mongol rally”. Anglicy zablokowali nas samochodami ze wszystkich stron tak skutecznie, że ani oni, ani my nie przejechaliśmy tego dnia przez granicę. Granica została zamknięta, a nasz telengicki kierowca o mało nie pobił angielskich kierowców swoim żelaznym łomem i uszkodził jeden z samochodów cofając naszym UAZ’em. W związku z olbrzymią liczebną przewagą konkurencji postanowiliśmy się wycofać, choć nie było to łatwe. W końcu udało nam się wyjechać stamtąd i pojechaliśmy zdenerwowani przenocować na Step Czujski, niedaleko przygranicznej osady Taszanta, gdzie w ciszy, z dala od rozwrzeszczanych angielskich kierowców, spędziliśmy noc, a na drugi dzień spokojnie i płynnie przekroczyliśmy granicę rosyjsko - mongolską. Dzięki „układom” naszego kierowcy wszyscy Anglicy zostali zatrzymani na dłuższy czas na granicy po stronie mongolskiej, a my, tym razem triumfując z uśmiechami na twarzach, usłyszeliśmy miły głos mongolskiej celniczki ,,Welcome to Mongolia’’. Kraina gór, stepów, rzeki i wielkich jezior stała przed nami otwarta na oścież, w trakcie przekraczania granicy zaczął padać drobny deszczyk. Żenia powiedział krótko ,,dobrzy z was ludzie skoro przywozicie deszcz ,to dobra szczęśliwa wróżba’’.

Przekroczyliście jednak szczęśliwie granicę …

Do Mongolii wjechaliśmy mało uczęszczanym przejściem granicznym pomiędzy Taszantą a Tsagaannur, docierając do Olgij, stolicy Ajmaku, czyli województwa w 95 procentach zamieszkałego przez ludność pochodzenia kazachskiego. Bliżej stamtąd było do Kazachstanu niż do Ułan Bator.

c.d.n.

Fotografie: R. Kula

 

Reklama

Reklama