Uwaga
Lubieżna częstotliwość — Krzysztof Mielewczyk Drukuj
Źródło/Autor: Administrator   
niedziela, 20 lipiec 2014 14:51

Lubiezna czestotliwosc21 opowieści z przaśnych czasów komuny i przaśnej teraźniejszości. Figle harcerzy na obozie, pochlanki młodzieży wiejskiej w akademiku, hotelowe wywczasy w Egipcie i podróż pociągiem stanu wojennego. Wszystko to obserwuje lubieżne oko, wyłapując najbrudniejsze szczególiki. Oto codzienny realizm badziewiackich ziomków, których swawole cielesne i konsumpcyjne nierzadko kończą się pawiem. Każda opowieść to perełka ciężka do strawienia, a zatem: niesmacznego!



„LECĘ CIĘŻKĄ NOCĄ AIRBUSEM, KRAJ W GRUDNIOWEJ ZAMIECI. NA POKŁADZIE RÓŻNE JĘZYKI SŁYSZYMY. W POLSKIM KASKADA KUREW I CHUJÓW. SĄ NIEMOWLAKI. NA RAZIE SIĘ DRĄ TYLKO. ALE NIEBAWEM WARCHLAKI ZNAD WISŁY ROZPOZNAWALNE BĘDĄ, JAK ICH OBECNIE DOROŚLI KRAJANIE…”


Każdy, kto z przyjemnością czytał „Zapiski starego świntucha” Charlesa Bukowskiego, z entuzjazmem zanurzy się w lubieżnych opowiastkach Krzysztofa Mielewczyka. Stylizowane nieco na gawędę szlachecką, pełne inteligentnego humoru historyjki dostarczą czytelniczej frajdy smakoszom gatunku. Ubawiłem się setnie tą prozą. Jest tu coś z perwersji i obsesji Bukowskiego, ale i coś z poezji opowiadań Hrabala. Gdyby Tarantino znał Mielewczyka, mógłby zrobić z tego materiału niezły film. Sęk w tym, że nie zna. Tym gorzej dla Tarantino. - Krzysztof Skiba

Pisać na poważne tematy lekko, ale mądrze, a przede wszystkim dowcipnie, to niełatwa sztuka. „Lubieżna częstotliwość” zadowoli nawet najbardziej wybrednych miłośników nienudnej prozy. Polecam. - Maciej Pieprzyca


Od Autora: Urodziłem się na Łąkowej, w gdańskiej dzielnicy „długich noży”. Dorastałem w świecie sportu i ulicznego gangu. Słuchając jazzu, Marleya i Sex Pistols, punkowałem w słynnej sopockiej „Załodze”, a pierwsze pieniądze zarobiłem nocną porą, machając pałkami na perkusji w legendarnym Deadlocku iłopatą przy wyładunku węgla na kolejowej bocznicy. Studia dziennikarskie na „czerwonym uniwersytecie”–Śląskim w Katowicach – okadziłem pracą magisterską o Günterze Grassie. Świętych krów nie uznaję, co ostatecznie poskutkowało pożegnaniem z radiem publicznym. Media zamieniłem na powrót do korzeni, natury i sportów ekstremalnych. Ale wieloletnia przygoda z dziennikarstwem śledczym zaowocowała pisaniem. To kwintesencja pół wieku obserwacji rzeczywistości, brutalnej, śmiesznej, żałosnej, twardej i ckliwej. Świadomie używam języka, który więksi niż ja znawcy określają jako radiowo-barokowy, czyli szybki i z rytmem. Z przystankami na przemyślenia. Jak moje życie, nie do końca prawdziwe.